Albert Katana



 Parafia   Dzieje Pafafii   Nasz Parton   Kancelaria   Księża   O Parafii   Ważne Telefony 


 Książka o Parafii   IPN   Albert Katana   Aleksander Paszkowski 

O lustracji, internecie i Bogu z ks. Czesławem Sadłowskim, proboszczem parafii Zbrosza Duża rozmawia Albert Katana.

Tęskni ksiądz za PRL-em?
Nie, nie tęsknię. Teraz mogę robić swobodnie to, o co mi zawsze chodziło w życiu. Realizuję swoje powołanie, odnajduję się w tym wszystkim, bardzo dobrze się czuję. Obecna rzeczywistość mobilizuje mnie do pracy, poszukiwania rozwiązań i wyciągania wniosków.

W takim razie wielu parafian nie rozumie księdza, bo tęsknota za PRL-em jest powszechna w naszym powiecie powszechna.
Być może, ale ja robię swoje. Zawsze jest trudno: za caratu, za Niemców, za PRL-u i dzisiaj. Jest może więcej biedy, więcej przemocy, więcej deprawacji, ale my też musimy coś robić. Nie możemy tylko narzekać, musimy podejmować jakieś działania. Dzisiejsze czasy potrzebują autorytetów, potrzebują działaczy. Dużo jest ludzi bardzo chętnych do pracy, tylko trzeba nimi pokierować, wiedzieć do czego ich poprosić, trzeba ich po prostu znać.

Należał ksiądz do grona wybitnych działaczy opozycji antykomunistycznej lat '70-tych i '80-tych. Parafię odwiedzało wielu ludzi posiadających niegdyś niewątpliwy autorytet, m.in. Jacek Kuroń, Tadeusz Mazowiecki, Lech Wałęsa.
Współpracowałem z tymi ludźmi, bo takie były czasy. Gdy było trudno, dawałem sygnał i oni przychodzili mi z pomocą. Gdybym znał innych odważnych ludzi, być może współpracował bym z nimi. Wbrew pozorom nie angażowałem się w politykę, ale wtedy wszystko było polityką. Przy budowie kościoła zaangażowanych było wielu ludzi, godzili się dawni wrogowie. Później, gdy działa im się krzywda, przychodzili do mnie i mówili: broniliśmy księdza, gdy ksiądz był prześladowany, teraz niech ksiądz pomoże nam.

Podobno mieszkańcy parafii nieustannie pilnowali, czy we wsi pojawia się milicja i ostrzegali księdza?
Może nie mnie, ale swoich sąsiadów. Na drzewach były rozwieszone lemiesze w które uderzano, dając sygnał, że wróg jest w granicach wsi. Wszyscy parafianie popierali moje działania, podpisywali listy popierające. Niektórzy potem się wycofywali, byli słabsi. Dostawali za to od partii jakieś przydziały. Jeden odchodził, ale na jego miejsce przychodził inny.

Gdyby przyszedł do księdza skruszony „tajny współpracownik”, wybaczył by mu ksiądz?
Tak się już zdarzało. Jesteśmy posłani jak owce między wilki. Jeżeli moja praca ma przynosić owoce, nie mogę ludzi dzielić, ale muszę budować mosty między ludźmi. Czasem spotykam tych ludzi, czasami się odwracają ode mnie, udają, że mnie nie znają...

Czy zdaniem księdza ich nazwiska należałoby ujawnić, opublikować?
Nie. Mnie to by utrudniło pracę. Ci ludzie sami powinni przemyśleć swoje życie i szukać pojednania z dawnymi przeciwnikami. Ja osobiście nie zwracałem się do IPN-u o swoją teczkę. Moją zasadą jest wierzyć ludziom. Ludzie są różni, bardzo łatwo jest wyrządzić krzywdę. Metody służby bezpieczeństwa bardzo często były nieludzkie, na porządku dziennym była agresja, chamstwo, prostactwo. O mnie rozpowszechniano plotki, że jestem synem prymasa Wyszyńskiego, podpalono mi plebanię, nasyłano kontrole z SanEpidu, karano grzywnami za nielegalne zgromadzenia, gdy jeszcze nie było kościoła. W czasach planowej ateizacji tworzenie nowego punktu duszpasterskiego było dla władz partyjnych bardzo niewygodne... Pamiętam młodziutkiego funkcjonariusza SB, który mnie przesłuchiwał – sam wstydził się tego... Cóż, „za chlebem, panie, za chlebem”...

Zawsze działał ksiądz niestandardowo – w kościele odbywały się dyskoteki, działa tu radiostacja, kawiarenka internetowa, siłownia, grupa Anonimowych Alkoholików...
Najpierw w 1974 zdobyłem (oczywiście nielegalnie) powielacz. Stąd przerzucano książki religijne na Czechosłowację, uczestniczyli w tym niektórzy wtajemniczeni parafianie. Radio zaczęło działać w 1989 r. W parafii polskiej na terenie Związku Radzieckiego, odprawiałem mszę na kilku tysięcy ludzi, mając do dyspozycji sprzęt nagłaśniający, z jakim nigdy wcześniej się nie spotkałem: to wtedy wpadłem na pomysł założenia radiostacji.
To było w maju '89 roku. W gazecie „Res publica” przeczytałem ogłoszenie: „Jeżeli nie możesz sobie z czymś poradzić, zgłoś się do nas”. Poszedłem do redakcji, powiedziałem w czym rzecz. Za półtorej godziny zjawił się inżynier elektronik, który podjął się tego zadania. Tak to się zaczęło. Gdy zacząłem nadawać, w prasie podniósł się wielki krzyk: nazywano mnie piratem radiowym, pisano, że zakłócam łączność i utrudniam ruch samolotów. Wycofałem się z telewizji, bo miałem także nadajnik o zasięgu pięciu kilometrów – sporo filmów religijnych (wówczas zupełna nowość) udało mi się wyemitować w teren. Radio działa do dziś (na częstotliwości 95.1 Mhz), nadajemy w godzinach od 11-tej do 14-tej. Mamy audycję dla ubogich, chorych i niepełnosprawnych, audycję muzyczną, listę przebojów muzyki chrześcijańskiej. Nadajemy też 15-to minutową audycję dla ludzi „pokręconych”, „połamanych” przez życie, którzy upadli a potem z trudem prostują się, podnoszą głowy.

Dyskoteka w kościele działała 28 lat...
Powstała jeszcze przed poświęceniem kościoła, z inicjatywy młodzieży studenckiej, która przyjechała tu pracować przy budowie kościoła. To była grupa formacyjna, ludzie myśleli, że to klerycy i siostry zakonne. Codziennie wieczorem organizowali coś dla młodzieży, zrobili kapitalną robotę. Żadne misje nie poruszyłyby tak młodych, jak ci studenci. Były ogniska, dyskoteki, dyskusje. Tak jakoś się stało, że gdy oni wyjechali, nasza młodzież wciąż organizowała dyskoteki. Dzięki tym dyskotekom udało się wiele zrobić. Mamy tez stronę internetową: zbroszaduza.mkw.pl

Ludzie nie mówili, że dziwne rzeczy ksiądz wyprawia?
Czasem coś do mnie dochodziło, ale cóż – trzeba robić co do człowieka należy i do przodu. Na siłownię np. przychodzi porządna młodzież, mobilizuje to ją. Poprzez siłownię, klub sportowy, internet, dyskotekę, trafia się do człowieka. Założyliśmy klub sportowy, „Iskra”, w którym trenuje ok. 50 chłopców; trenerem jest Igor Hupało, w przeszłości piłkarz drugoligowego FC „Lwów”.

Nie sposób nie spytać, skąd pieniądze na to wszystko?
Były dyskoteki, były symboliczne złotówki. Od ziarnka do ziarnka i tak się udało. Kiedyś okradli dyskotekę a już następnego dnia otrzymałem w prezencie sprzęt jeszcze lepszy niż był.

Wygląda na to, że ma ksiądz szczęście do ludzi... Jaka jest recepta na pozyskanie ludzkiej życzliwości?
Trzeba ludzi szanować i być cierpliwym; tak jak gospodarz, czekający cierpliwie na urodzaj. Owoce nie przychodzą od razu, a Bóg wynagradza za trudy. Trzeba w sobie mieć Ducha. Jeżeli Jego nie ma, wszystko jest stracone. W świecie pełnym chaosu, rozgardziaszu, wojen, nienawiści, trzeba znaleźć czas dla siebie, czas w którym Bóg ma szansę pozbierać mnie na nowo, bo przecież czasami jest beznadziejnie... Bóg to taki Wielki Sklepikarz, który ma szerokie rękawy i w tych rękawach ma bardzo wiele do rozdania – zawsze więcej, niż już rozdał. Zatrzymując się w naszej gonitwie dajemy Bogu szansę - poprowadzić nas, udowodnić jak bardzo nas miłuje. Stąd rodzi się wewnętrzna siła.

Albert Katana
Kurier Południowy
Nr 3 (82)